[31 May 2016]
(...)
W tym tygodniu cztery razy odprowadziłam i odebrałam Dynię z placówki.
Za każdym razem przypadała do mnie, w systemie rotacyjnym, jakaś kolejna naszpani, inwigilując o wizję, koncepcję i realizację projektu 'Zum Geburtstag'.
Używanie naszpań z innych pięter placówki, a może nawet wypożyczonych specjalnie w tym celu z kuratorium, pozwala przypuszczać, że Die Eistortekriese i jego wpływ na topnienie lodowców jest szeroko komentowany w pokoju nauczycielskim.
Ale myśli pani, że kiedy, kiedy te urodziny, kiedy, kiedy, kiedy...
Ale skąd pani będzie wiedziała, kiedy wnieść ten tort?
Ale jak to? Ja mam powiedzieć, kiedy?
A którędy go pani wniesie?
A czy pani zdąży?
A jakich rozmiarów onże będzie?
A przez drzwi pani z nim przejdzie?
A co zrobimy z resztkami?
A to się przecież zmarnuje? Te resztki?
A może pani posiedzi na korytarzu i odbierze te resztki?
Bo co, jak będą resztki?
Czy pani zastanawiała się co zrobić z resztkami?
A czymże pani ten tort dostarczy?
A jak będą resztki?
Ale myśli pani, że kiedy te urodziny, kiedy, kiedy, kiedy...
Ale może jednak parówki?
A u nas w grupie 'Popierdółek' to jedna z mam taki znakomity Eintopf na urodziny...
A pani nie umie robić Eintopfów?
A gdyby tak danie regionalne z pani przedmieść kulturowych?
Barszcz? Pierogi? Kabanosy?
A urodziny to kiedy?
Aaaa... pani jeszcze nie wie?
Ale jak to?
Jeszcze pani nie wie?
A to może pani zadzwoni?
Zadzwoni pani?
Pani zadzwoni?
Zadzwoni?
Pani?
(Tu czterokrotnie dość żenująca pantomima: to jest t-e-l-e-f-o-n. T-e-l-e-f-o-n po wybraniu numeru przykłada się do ucha. A to jest p-o-n-i-e-d-z-i-a-ł-e-k. Proszę unieść t-e-l-e-f-o-n ku uchu w p-o-n-i-e-d-z-i-a-ł-e-k.
Czyżby owoc szkolenia, jak w pocie czoła integrować się z obcymi?)
I ani razu o salmonelli, albo o tym, żeby treść nie zawierała kokosów, arszeniku, glutenu, LSD, etanolu, dynamitu lub czekolady.
Na tym etapie, mimo, że lodziarnia jest trzysta kroków od placówki, wydaje mi się, że najadekwatniejszym środkiem transportu będzie helikopter, z którego osobiście dokonam desantu na linie z sześciopiętrowym tortem przyczepionym do piersi. Wcześniej, tymże helikopterem wykonam kilka rund honorowych wokół placówki obficie sypiąc z nieba biodegradowalnym konfetti i rewolucyjnymi ulotkami o treści: 'Wyzysk polega nie na odbieraniu proletariuszowi pieniędzy, tylko czasu i przestrzeni. Tu byłem Karol M.’
(...)
- O, a tu narysowałaś Dyniu, naszpanie?
(Jakież podobieństwo, sakreble!)
- Nie, to koniki polne.
©kaczka
(...)
W tym tygodniu cztery razy odprowadziłam i odebrałam Dynię z placówki.
Za każdym razem przypadała do mnie, w systemie rotacyjnym, jakaś kolejna naszpani, inwigilując o wizję, koncepcję i realizację projektu 'Zum Geburtstag'.
Używanie naszpań z innych pięter placówki, a może nawet wypożyczonych specjalnie w tym celu z kuratorium, pozwala przypuszczać, że Die Eistortekriese i jego wpływ na topnienie lodowców jest szeroko komentowany w pokoju nauczycielskim.
Ale myśli pani, że kiedy, kiedy te urodziny, kiedy, kiedy, kiedy...
Ale skąd pani będzie wiedziała, kiedy wnieść ten tort?
Ale jak to? Ja mam powiedzieć, kiedy?
A którędy go pani wniesie?
A czy pani zdąży?
A jakich rozmiarów onże będzie?
A przez drzwi pani z nim przejdzie?
A co zrobimy z resztkami?
A to się przecież zmarnuje? Te resztki?
A może pani posiedzi na korytarzu i odbierze te resztki?
Bo co, jak będą resztki?
Czy pani zastanawiała się co zrobić z resztkami?
A czymże pani ten tort dostarczy?
A jak będą resztki?
Ale myśli pani, że kiedy te urodziny, kiedy, kiedy, kiedy...
Ale może jednak parówki?
A u nas w grupie 'Popierdółek' to jedna z mam taki znakomity Eintopf na urodziny...
A pani nie umie robić Eintopfów?
A gdyby tak danie regionalne z pani przedmieść kulturowych?
Barszcz? Pierogi? Kabanosy?
A urodziny to kiedy?
Aaaa... pani jeszcze nie wie?
Ale jak to?
Jeszcze pani nie wie?
A to może pani zadzwoni?
Zadzwoni pani?
Pani zadzwoni?
Zadzwoni?
Pani?
(Tu czterokrotnie dość żenująca pantomima: to jest t-e-l-e-f-o-n. T-e-l-e-f-o-n po wybraniu numeru przykłada się do ucha. A to jest p-o-n-i-e-d-z-i-a-ł-e-k. Proszę unieść t-e-l-e-f-o-n ku uchu w p-o-n-i-e-d-z-i-a-ł-e-k.
Czyżby owoc szkolenia, jak w pocie czoła integrować się z obcymi?)
I ani razu o salmonelli, albo o tym, żeby treść nie zawierała kokosów, arszeniku, glutenu, LSD, etanolu, dynamitu lub czekolady.
Na tym etapie, mimo, że lodziarnia jest trzysta kroków od placówki, wydaje mi się, że najadekwatniejszym środkiem transportu będzie helikopter, z którego osobiście dokonam desantu na linie z sześciopiętrowym tortem przyczepionym do piersi. Wcześniej, tymże helikopterem wykonam kilka rund honorowych wokół placówki obficie sypiąc z nieba biodegradowalnym konfetti i rewolucyjnymi ulotkami o treści: 'Wyzysk polega nie na odbieraniu proletariuszowi pieniędzy, tylko czasu i przestrzeni. Tu byłem Karol M.’
(...)
- O, a tu narysowałaś Dyniu, naszpanie?
(Jakież podobieństwo, sakreble!)
- Nie, to koniki polne.
©kaczka