[66]

[29 Apr 2014]

(...)
Tośmy pojechali.
Podróż z góry skazana była na udanie, bo najpierw obsrał nas ptak (i raczej nie makolągwa [1]), a potem nadzwyczaj zadowolony z jakości swej przemiany materii Biskwit.
(Człowiek łatwo zapomina, a przecież podróże zawsze były katalizatorem defekacji realizowanej nadzwyczaj wydajnie i w najbardziej niesprzyjających warunkach. Korek na autostradzie –sru! (sic! oraz sik!), przypięte pasami oczekiwanie na odlot – sru!, outfit do przebrania w luku bagażowym – sru!, siedemdziesiąt dwie pieluchy zamknięte w bagażniku – sru sru sru! )
Altes Land pozwolił nam zrealizować najrozmaitsze kulinarne fantazje.

Wielkanocne ciasteczka z przepisu z podręcznika Das Buntes Kochbuch, rok wydania 1960.


Cukier puder znaleziony w szafie Hauptcioteczki pochodził mniej więcej z tego samego okresu i miał tę przedziwną nutę smakową wynikającą z wysycenia aromatem setek innych przypraw, w tym głównie kminku i tymianku. Dżem był prawdopodobnie młodszy, ale metryka mu się rozmazała na deklu. Nutellę pożyczyło się z podróżnego opakowania nutella & go. (Dynia nie zrozumiała koncepcji i nim zdążyłam wyjaśnić wyjadła paluszki odcinając sobie tym dostęp do kremu. Sądząc po śladach, nie poddała się tak łatwo i próbowała wydłubać go palcem.)
Takoż myślałam, że ciasteczka pozostaną wymowną dekoracją, ale zeżarli.
I nadal żyją.

Dekadenckie napoje gazowane.

 

Za którymi kryje się jakaś Norweska miłosna afera. Przez co Norweski bazgrze niecenzuralne na etykietach i nie tyka, a ja i owszem.

Sześć kilo sałatki kartoflanej.
Z czego pięć i pół spożyła potajemnie Dynia, głównie po to, by następnego ranka powstać i zażądać niezwłocznego powiezienia jej do szpitala.  To jedna z tych historii, które są śmieszne po latach.
- To przez was – powiedziała Dynia tonem mocno oskarżycielskim, gdy samoistnie odzyskała zdrowie i w ostatniej chwili odwołała wizytę na ostrym dyżurze. – Too much onion!

Patera kanapek z wędzonym łososiem przeznaczonych na porezurekcyjne spotkanie komitetu parafialnego.
Pod osłoną nocy zjedliśmy (ja i Norweski) te z dołu, przemyślnie tak aranżując liście sałaty, by ukryły braki. Tym samym, tak uważam, wykazaliśmy niezachwianą wiarę w cuda oparte na rozmnożeniu ryb, choćby i wędzonych.

A do tego spotkaliśmy się – uwaga! lokowanie specjalisty! – z Głoską.
Głoską, spiritus movens akcji ‘Dwa słowa na dwa lata to o 270 słów za mało’.
Okazanie Dyni Głosce wyraźnie mi uświadomiło, że są w życiu każdej (?) matki takie chwile, że w bezkrytyczną miłość do progenitury wciska się pytanie: czemu tej progenitury nie pożarłam tuż po narodzinach?
Gdyż oto Dynia, którą normalnie trzeba błagać na kolanach, by uczyniła przerwę w swych monologach, na wizycie u logopedy postanowiła zamilknąć.
Na amen.
W porównaniu z Dynią taki Arnold Schwarzenegger w ‘Terminatorze’ był jak Demostenes.
Ale Głoska dała radę.
Okiem nie mrugnęła, gdy Biskwit pluł jej na kanapę, Dynia kontestowała turlając się po podłodze, Norweski wyjadał sernik wdeptując okruchy w dywany, a ja z rozpaczy ogryzałam nogę od stolika.
(Dała radę, ale zapewne dopisze do swej notatki na temat bon tonu na wizycie u logopedy: Rodzicu! Nie opowiadaj przy dziecku, że gdy tu skończycie to idziecie wykupić całodobowy karnet na karuzelę, gdyż słysząc to dziecko słusznie próbuje opuścić lokal przez tę klapkę w drzwiach. Tę dla kota.)
I wiecie co się okazało?
Okazało się, że po pradziadku Heinrichu Biskwit odziedziczył odstające uszy (stąd od niedawna pieszczotliwie nazywamy Biskwita - Charlesem), a Dynia – oburęczność.
Rety, jakie to ważne, by okazywać swe dziecko postronnym, bezstronnym a do tego wyspecjalizowanym.
Przez cztery lata kompletnie bezrefleksyjnie ustawiałam dziecku kompocik po prawej stronie i przez myśl mi nie przeszło, że geny pradziadka Heinricha gdzieś tam prześwitują przez podszewkę.
A prześwitują.
Natomiast na moje pytanie, gdy już opuściliśmy gościnny dom z sernikiem,‘czemu, Dyniu, ach czemu, nie przyłożyłaś do ucha telefonu, gdy prosiła cię o to Głoska?’ Dynia odpowiedziała patrząc na mnie z nieskrywanym politowaniem: ‘BECAUSE IT DIDN’T RING!
I z tym faktycznie trudno polemizować.


[1] Elektoracie, link do głosowania na Finkę Numer Pięć TU

©kaczka
20 comments on "[66]"
  1. Pominę jakość tego tekstu, który rozciągnał mnie na podłodze na równi z kurzem i puchem marnym.
    Przejdę do rzeczy od razu. Mianowicie Mim jest oburęczny. Niezła z tym zagrycha. Prawa noga, prawe ucho i oczodół, jednakże to co dla dwunożnego spionizowanego najważniejsze, ręka lewa jakby bardziej. Diagnoza - oburęczność z tendencją do leworęczności.
    Zauważam nieudaczność w ostrzeniu kredek, wkręcaniu śrubek, odkręcaniu słoików. rakietkę do badmintona trzyma w prawej, łyżkę też. Ale pisacze przedmioty w lewej.
    W zasazdie byłam zadowolona z oburęcznosci, po czym okaząło się, że to nie dwie ręce prawe, tylko dwie lewe. Ale żyjemy z tym. jest wesoło :)
    Ja jestem lewouszna i lewooczna, jest to niewygodne, gdy strzela się z karabinka sportowego (tak, byłam członkiem LOKu). Mikroskop również był dla nie narowisty, podobnież jak telefon i lewa ręka. Chciała trzymać ręka prawa przy lewym uchu.
    Mój brat jest przestawionym mańkutem, moja kuzynka oburęczna.
    Pieprzone geny! :)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Ach, zrobię szybki screen jeszcze przed pobudzeniem elektoratu, bo jeszcze chwila i Skorpion będzie oglądać Twój pierzasty kuper! :D

      Delete
    2. Gloska rozpisala nam scenariusz eksperymentu opartego na cukierkach tic-tac w celu sprawdzenia, ktora reka to ta predsza. Na razie, cos zezarlo trzypak eksperymentalny, ale uzupelnilam zapasy i sie dowiemy!
      Natomiast, gdy poprosilam panie w Instytucie, by dyskretnie inwigilowaly, ktora reka pisze Dynia i w razie potrzeby przekladaly jej kredke w prawa dlon, spojrzaly na mnie tak jakbym wlasnie podarla na strzepy i zezarla oryginal deklaracji niepodleglosci. Sie zapowiada.

      Delete
  2. Jesli kiedys powstac by mial fanklub Dyniowej Logiki, to ja uprzejmie upraszam o czlonkostwo...

    ReplyDelete
    Replies
    1. Diable, mozesz zostac honorowym skarbnikiem!

      Delete
  3. Elektoracie, błagam, przystopuj z lekka:-))). Bo oto mój własny Elektorat zaspał, jak nic!

    ReplyDelete
    Replies
    1. Daruj Errato, nie przewidzialam takiego przyspieszenia! Za to nowy temat... ojaciezkrece!

      Delete
  4. Chyba muszę sprostować.
    Otóż:
    1. Norweski dzielnie obronił kanapę przed wydzielinami Biskwita
    2. Dynia tarzając się po podłodze zebrała z tejże wszystkie moje włosy - więc chwała jej za to ;P
    3. Dynia i Norweski jedząc sernik zmusili mnie do użycia odkurzacza wreszcie ;)
    Więc luzzzzzzzzzik :D

    ReplyDelete
    Replies
    1. Kasiu Najcierpliwsza, moze i zebrala twoje wlosy, ale zostaly te, ktore wyszarpalam sobie sama. Moge miec jedynie nadzieje, ze odkurzacz sie nie zapchal. Dysponuje tez seria kompromitujacych zdjec, p.t. 'dziecko po wizycie u logopedy', ktorych nie omieszkam opublikowac ku przestrodze na fb :-)))

      Delete
  5. No jak nie dzwonił, to po cholerę odbierać? :D Dynia rulez, żadna to nowina :)

    ReplyDelete
    Replies
    1. :-)))) Mam nadzieje, ze lekarz podczas kolejnego audytu tez na to wpadnie.

      Delete
  6. This comment has been removed by the author.

    ReplyDelete
  7. Logika Dyni w rzeczy samej powalająca :-)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Obawiam sie jednak, ze obetna nam punkty w kategorii: wyobraznia :-)

      Delete
  8. Na pewno znacie historyjke o Kaziu, co do 10 roku zycia nic nie mowil, az ktoregos razu przy obiedzie ku zdumieniu calej familii Kaziu zapytał : A gdzie kompocik? Rodzina przejeta, rzucila sia na Kazia z pytaniami Jak to, to ty mowisz? Dlaczego do tej pory ani razu sie nie odezwales? Na co Kaziu odparl: Bo zawsze byl kompocik!......

    A moj syn w poradni PP na bilansie 6 latka, gdzie okazalo sie ze ma skrzyzna lateralizacje tez blysnal podobna logika. Widac mozgi przyszlych filozofow juz w dziecinstwie ukazuja nam jakze inny od zwyklego tryb pracy ;-) Moj syn okazal sie urodzonym stoikiem :-)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Uwielbiamy historyjke o Kaziu, ale Gloska to chyba ma od tego Kazia tik nerwowy :-)
      No, nie wiem, czy Dynia okaze sie stoikiem... cierpliwe stanie srednio jej sie udaje :-)

      Delete
  9. Po prostu nie daję już rady.
    Podpowiedź: nie czytać w miejscach publicznych.

    ReplyDelete
  10. Jenyści! Jak się tak dobrze przyjrzeć pierwszemu zdjęciu to widać,że dwa helołkitki w prawym górnym rogu mają wyraźny rozpad osobowości!. A ten z lewej o podwójnym spojrzeniu jest na skraju detonacji. A Kaczka długo się nie odzywa . A ja nie wiem co o tym myśleć.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Jestem, jestem. Rozleniwiona majowka :-)
      Od razu widac, ze te dwa w gornym najdluzej przebywaly w towarzystwie Dyni ;-)

      Delete