[28-29 Jun 2012]
(...)
Każdy z tutejszych gminnych lekarzy, tak wynika z ulotki promocyjnej, ukończył wojskową akademię medyczną.
(Z wyjątkiem tych, którzy nostryfikowali dyplomy z Addis-Abeby.)
Może musieli wynosić solo oddział rannych pod obstrzałem, może amputowali scyzorykiem w okopach, może w namiocie bez tropiku zszywali jednego sapera z kilku, w każdym razie szlachetność tego, co czynili w poprzednim życiu w plutonie nie pozostała bez wpływu na ich obecne relacje z ludnością cywilną. Na ich finezję, wrażliwość i subtelność.
- Syrop na suchy kaszel! – zagrzmiała rodzinna i łupnęła butelką o stół.
(Do gminnej-rodzinnej dostałam się w ramach nowej formuły programu ‘five minute emergency appointment’. Myślę, że inspiracją było speed dating.)
A syrop na suchy kaszel to w odpowiedzi na moje: ‘pięć dni temu straciłam głos i zastanawiam się, czy już pora drukować jego zdjęcia na kartonach mleka?’
Kaszlu nie mam, ale nauczona przez życie, skoro dają gratis syrop to wyciągam rękę.
- MINE! – mówi rodzinna jakby Dynię cytowała. - Mój jest ten syrop, wszyscy tu traciliśmy głosy ostatnio! Następny etap to suchy kaszel!
(Wszystko to podane w klimatach ‘weź się, na bogów, w garść’, ‘w wojsku kazałabym cię rozstrzelać’ oraz ‘a jak chłopu dół kopali, zaszumiały drzewa w dali’.)
- Utrata głosu to wirus, nic innego jak wirus. – brnie dalej rodzinna w diagnozę.
Okazuję łunę nad migdałami.
GORE! GORE!
- ... albo bakterie... Uczulona na cylinę?
Tak, nie, nie wie.
- To zapiszę mycynę [1,2].
- A mogłaby się przekonać, czy uczulona.
- Nie mogła. Nie ma takiej metody [3]. I jeszcze niech globule zmierzy.
- Globule? Globuliny?
- Globule! Immunoglobule!
Albo globy?
Immunogloby?
[1] Szesnaście osób, w tym czternaście aptecznych goblinów, przestrzegło mnie przed konsekwencjami spożywania mycyny. To krzepiące, że gdy tę samą mycynę próbowałam wepchnąć w Dynię, nikt słowem się nie zająknął, a do opakowania nie dołączył ulotki.
[2] Mycyna z metką najsłynniejszego producenta mycyn kosztuje dwadzieścia dziewięć dziewięćdziesiąt, mycyna bez metki, dwa dziewięćdziesiąt dziewięć, co podejrzałam na ekranie scentralizowanego systemu. Służba zdrowia przypisuje tańszy, za który w aptece policzono mi siedem sześćdziesiąt coś tam. Czuję, że mnie okradli.
[3]
- ...i tu ośmielę się nie zgodzić. Pamiętam z dzieciństwa, że pielęgniarka nim zrobiła zastrzyk z cyliny, wykonywała najpierw próbę, po której czekało się, czy pacjent aby nie spuchnie.
(Kwestie szklanych strzykawek wielorazowego użytku oraz pustych butelek po antybiotykach, którymi człowiek wymieniał się w szkole przezornie pominęłam.)
- To niemożliwe. NIKT by tak nie ryzykował.
Serio? No to może wystąpić o odszkodowanie za straty moralne?
(...)
Dynia jest jak zebrane wespół piłkarskie drużyny Włoch i Anglii.
Biegnąc na ślepo, potknie się toto o kabel od odkurzacza i uderzy w kolano.
Zapuści ryk po takim czasie, że najwolniejszy neuron doniósłby już ten ból do zwojów ze trzydzieści razy.
W te i z powrotem.
Potem leży na ziemi, trzyma się za głowę i czeka na nosze.
- ‘Tu, tu’ – powiada pojękując i pokazuje, że niby uderzyła się w czerep.
A odkurzacz liczy żółte kartki.
Jedną za drugą.
(...)
Trzecią, najohydniejszą rzeczą, jaką Dynia przyniosła z ochronki, tuż po TA! zamiast thank you! oraz Aaaaa??? zamiast słucham? jest namakanie ciastek w herbacie.
Iiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiii!
(...)
Kaszlę.
Sucho.
Rodzinna mnie zaraziła!
©kaczka
(...)
Każdy z tutejszych gminnych lekarzy, tak wynika z ulotki promocyjnej, ukończył wojskową akademię medyczną.
(Z wyjątkiem tych, którzy nostryfikowali dyplomy z Addis-Abeby.)
Może musieli wynosić solo oddział rannych pod obstrzałem, może amputowali scyzorykiem w okopach, może w namiocie bez tropiku zszywali jednego sapera z kilku, w każdym razie szlachetność tego, co czynili w poprzednim życiu w plutonie nie pozostała bez wpływu na ich obecne relacje z ludnością cywilną. Na ich finezję, wrażliwość i subtelność.
- Syrop na suchy kaszel! – zagrzmiała rodzinna i łupnęła butelką o stół.
(Do gminnej-rodzinnej dostałam się w ramach nowej formuły programu ‘five minute emergency appointment’. Myślę, że inspiracją było speed dating.)
A syrop na suchy kaszel to w odpowiedzi na moje: ‘pięć dni temu straciłam głos i zastanawiam się, czy już pora drukować jego zdjęcia na kartonach mleka?’
Kaszlu nie mam, ale nauczona przez życie, skoro dają gratis syrop to wyciągam rękę.
- MINE! – mówi rodzinna jakby Dynię cytowała. - Mój jest ten syrop, wszyscy tu traciliśmy głosy ostatnio! Następny etap to suchy kaszel!
(Wszystko to podane w klimatach ‘weź się, na bogów, w garść’, ‘w wojsku kazałabym cię rozstrzelać’ oraz ‘a jak chłopu dół kopali, zaszumiały drzewa w dali’.)
- Utrata głosu to wirus, nic innego jak wirus. – brnie dalej rodzinna w diagnozę.
Okazuję łunę nad migdałami.
GORE! GORE!
- ... albo bakterie... Uczulona na cylinę?
Tak, nie, nie wie.
- To zapiszę mycynę [1,2].
- A mogłaby się przekonać, czy uczulona.
- Nie mogła. Nie ma takiej metody [3]. I jeszcze niech globule zmierzy.
- Globule? Globuliny?
- Globule! Immunoglobule!
Albo globy?
Immunogloby?
[1] Szesnaście osób, w tym czternaście aptecznych goblinów, przestrzegło mnie przed konsekwencjami spożywania mycyny. To krzepiące, że gdy tę samą mycynę próbowałam wepchnąć w Dynię, nikt słowem się nie zająknął, a do opakowania nie dołączył ulotki.
[2] Mycyna z metką najsłynniejszego producenta mycyn kosztuje dwadzieścia dziewięć dziewięćdziesiąt, mycyna bez metki, dwa dziewięćdziesiąt dziewięć, co podejrzałam na ekranie scentralizowanego systemu. Służba zdrowia przypisuje tańszy, za który w aptece policzono mi siedem sześćdziesiąt coś tam. Czuję, że mnie okradli.
[3]
- ...i tu ośmielę się nie zgodzić. Pamiętam z dzieciństwa, że pielęgniarka nim zrobiła zastrzyk z cyliny, wykonywała najpierw próbę, po której czekało się, czy pacjent aby nie spuchnie.
(Kwestie szklanych strzykawek wielorazowego użytku oraz pustych butelek po antybiotykach, którymi człowiek wymieniał się w szkole przezornie pominęłam.)
- To niemożliwe. NIKT by tak nie ryzykował.
Serio? No to może wystąpić o odszkodowanie za straty moralne?
(...)
Dynia jest jak zebrane wespół piłkarskie drużyny Włoch i Anglii.
Biegnąc na ślepo, potknie się toto o kabel od odkurzacza i uderzy w kolano.
Zapuści ryk po takim czasie, że najwolniejszy neuron doniósłby już ten ból do zwojów ze trzydzieści razy.
W te i z powrotem.
Potem leży na ziemi, trzyma się za głowę i czeka na nosze.
- ‘Tu, tu’ – powiada pojękując i pokazuje, że niby uderzyła się w czerep.
A odkurzacz liczy żółte kartki.
Jedną za drugą.
(...)
Trzecią, najohydniejszą rzeczą, jaką Dynia przyniosła z ochronki, tuż po TA! zamiast thank you! oraz Aaaaa??? zamiast słucham? jest namakanie ciastek w herbacie.
Iiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiii!
(...)
Kaszlę.
Sucho.
Rodzinna mnie zaraziła!
©kaczka