1187

[27 Oct 2012]

(...)
Wiejskie wychowanie jest bezlitośnie dosadne i dość bliskie naturze.
Gdzież nam tu do miastowego humanizmu.
Podsłuchane.
Ochronka: Co nam dają kury, Dyniu?

Dynia: EGZ!
Ochronka: Świnie?
(Ja: Przebóg! W jaką stronę zmierza ta konwersacja?!)
Dynia: Sydż.
Ochronka: Taaaaaak! Kiełbasę. A krowy?
(Ja: Mleko Dyniu, mleko!)
Dynia: ???
Ochronka: Roast beef!

... a jelonek Bambi zawyżone statystyki wypadków drogowych?

(...)

Ambicji na miarę trójki klasowej nie mam, ‘wybierz mnie, wybierz mnie’ nie krzyczę podskakując nad głowami zebranych, a mimo to – nieopuszcza mnie wrażenie - nieprzerwanie organizuję imprezy kulturalno-rozrywkowe.
(Może to kwestia, zrzuć na matkę pracującą, taka zawsze zdąży, bo musi?
Bo nie stać jej na obsuwy względem zegarka i kalendarza?)
Na dzisiejszej dominującym kostiumem było wdzianko w kości.
(Ciekawe, czy u schyłku dnia każdy rodzic zabrał do domu własny szkielecik?)
Norweski spisał się jako stojak pod piñatę.
Dynia wyniosła wiadro słodyczy. Drugie tyle wytrzęsłam przed snem z jej rajtek i kieszeni.
(Norweski, choć podejrzewałam go o współudział w przywłaszczeniu słodyczy, miał alibi. Ostatecznie był stojakiem. Wychodzi na to, że Dyni, w odróżnieniu od innych dziatek nie spowolniło konsumowanie na miejscu. Dynia systematycznie przeczesała przestrzeń i zabrała się za jedzenie dopiero, gdy zgromadziła zapasy.)
Młodzież realizowała się twórczo produkując pająki z pudełek po jajkach albo naparzając się po kątach.
Rodzice udawali, że przyszli sami, przebrani za bezdzietnych.
W powietrzu wirował brokat, pióra i zakażenia przenoszone drogą kropelkową.
Posprzątawszy po apokalipsie, stwierdzam, że nieco się zużyłam.

©kaczka
10 comments on "1187"
  1. Dynia to swojska dziewczyna!

    Haloween (robimy colcannon i barmbrack), a już w czwartek, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki wszystkie wyspowe supermarkety zagrają wspólnym głosem "Last Christmas".
    James: The same procedure as last year, Miss Sophie?
    Miss Sophie: The same procedure as every year, James!

    ReplyDelete
    Replies
    1. Bebe, u nas już zapuszczamy powoli "Let it snow" z racji aury ;)).

      Dynia widzę była gwiazdą halloweenowej imprezy. Powinna. W końcu jest Dynią, hehe.

      Delete
    2. Bebe, cytat swiadczy, ze zzylas sie z Czarnolasem. A i ja przyznaje, ze bez Miss Sophie sylwester juz sie jakos nie liczy. Ze stolkow tez skaczecie z Wiewiorem w Nowy Rok, czy to zwyczaj spod dunskiej granicy?
      Na szczescie (nie wierze, ze to pisze) zaczely grac nieco wczesniej, bo dzis w amoku organizowalam swiateczno-brytyjski koszyk z przysmakami dla przyjaciol. Christmas pudding - odhaczony. (Przysmak w kontekscie puddingu moze wymagac zredefiniowania.)

      Evitoo, byla gwiazda bufetu :-)

      Delete
    3. A jak! Miss Sophie poznałam tutaj i z nią witam też nowy rok. Dobra teutońska tradycja. Tylko te stoliki. To chyba dziki zachód.

      Świąteczny koszyk? Już???
      Christmas Pudding w sumie do Bożego dojrzeje, w sam raz.

      Delete
    4. Spotykamy sie w weekend to przeszmuglujemy za morze. Tylko crackersow nie znalazlam wyjsciowych. Beda od czwartku. Za pozno, za pozno :-)

      Delete

  2. u nas bal w srode, przebranie 'motylek' dzieki negocjacjom i obecnosci brokatu i zlotych gwiazdek na sukni ("twinkl littl star, mum!") latorosl zaakceptowala 'witch with wings' made in Sainsbury's

    maja tam jakies wegetariansko zywione dzieci w ochronce?

    ReplyDelete
    Replies
    1. Jedno, ktore sie rozchorowalo i nie przyszlo. Pod to jedno Norweski piekl bulki z serem bez szynki. Kazal mi je potem wszystkie zjesc :-)

      Byly przynajmniej dwie czarownice z Sainsbury. Przewaga szkieletow, bo Matalan mial w ofercie :-)

      Delete
  3. Kaczko, zważywszy na stan Twoich migdałów wyrazy szacunku, że cudnie podsumowałaś uroki wiejskiego wychowania, a zwłaszcza że dzielnie przeżyłaś apokalipsę. Dynia, jak każdy wojskowy i hobbit, świetnie zorganizowana i zapobiegliwa w kwestii zaopatrzenia w żywność. Brawa dla obu Pań! :-))

    ReplyDelete
    Replies
    1. Dygamy.
      :-)
      Migdaly znow w natarciu, na psa urok!

      Delete
  4. Ja się szczycę swoim wiejskim wychowaniem, a tymczasem dzisiaj na pytanie: "a czy świnki dają mleko, mama?" z miejsca wyparowałam: "ależ skąd!", by po chwili prostować, bo usłyszałam kolejne pytanie: "to jak karmią swoje dzidziusie?".... seria pytań była długaśna, ("a dlaczego pijamy mleko od krowy, a od koników nie?" "a jak nam świnki _dają_ to mięsko?" itd itp) i zakończyło się na proklamowianiu mojej niewiejskości i odesłaniu do babci, która się "na wsi wychowała" :)

    ReplyDelete